Szkoła Taty zmieniła jego decyzję

Szkoła Taty zmieniła jego decyzję

Autor: Autor: Jola - mama Zosi , środa, 10 grudzień 2014 10:09

Kochane przyszłe i obecne mamy.

Moja córka właśnie ukończyła roczek. Była huczna impreza z balonami, animatorką, malowaniem buziek, puszczanymi do nieba lampionami szczęścia i niekończącą się zabawą. Była rodzina i przyjaciele. I tak oto nasza Zosia weszła na salony.

Minął rok.. A ja nawet nie wiem kiedy to się stało w zupełności potwierdzam, że przy brzdącu czas płynie zupełnie inaczej. Niby rok to dużo czasu. Ale w ciągu tego pierwszego roku tyle się dzieje, że traci się rachubę. Jaki był ten rok? Po pierwsze zupełnie inny niż wszystkie do tej pory. Miał upadki i wzloty. Bywał trudny, męczący, magiczny, zabawny.. ja bywałam padnięta, wykończona, rozbawiona, zmartwiona, dumna.. Ale przede wszystkim jestem szczęśliwa. Szczęśliwa, że Mała jest z nami.

Każdego dnia po pracy lecę jak na skrzydłach po Nią do żłobka żeby Ją wycałować, zabrać na spacer i poprzytulać.

Dzień Jej urodzin wprawił mnie w nastrój wspomnień. Tego dnia wszystkie dyskusje zaczynały się od słów „rok temu o tej porze..” Mała przyszła na świat o godz. 15.40. więc jak się pewnie domyślacie do 15.40 „rok temu o tej porze jeszcze byłyśmy w pakiecie” . Po 15.40 wszystko się zmieniło

A jak wspominam sam poród? Jak najbardziej pozytywnie. Tak naprawdę to było nawet dosyć śmiesznie.Mąż na początku nie chciał być przy porodzie. Dopiero zajęcia w Szkole Taty zmieniły Jego decyzję. I był.

Skurcze zaczęły się ok. godz.22.00. Na przyjazd do Szpitala im. St. Leszczyńskiego w Katowicach zdecydowałam się dopiero rano ok.7.00. i po badaniu usłyszałam „poród na pewno odbędzie się dzisiaj”. Wcześniej miałam już wybraną swoją położną, Panią Anię Kwiecień-Merta – dziękuję Ci Aniu bardzo!!! Za wszystko.

Walizkę na szybko wrzuciliśmy do sali i od razu przeszliśmy na salę porodową. Miałam przygotowane łóżko, do dyspozycji piłki, worek sako. Ale ja na przekór wygodzie wybieram leżący na podłodze materac gimnastyczny w rogu sali. I tam już zostaję do końca.

Tam przychodzi na świat Zosia. W jakiejś dziwnej pozycji określonej przez personel szpitala „na lotnika” Mąż przecina pępowinę, jeszcze chwila zamieszania, padają słowa „3300, 50cm” i trafiamy do cichego pokoju gdzie mamy czas tylko dla siebie. I gdzie po raz pierwszy zauważamy jak przyroda wszystko potrafi pięknie zaplanować.

Ta świeżo powitana na świecie kruszyna bez najmniejszego problemu odnajduje drogę do piersi i od razu decyduje się na swój pierwszy posiłek. Potem te posiłki je przez kolejne 7,5 miesiąca ale to już inna historia

A czemu mówię, że było nawet dosyć śmiesznie? Bo szaleństwo tego dnia polegało na tym, że akurat tego dnia szpital był wizytowany przez jakąś wysoką komisję i wszyscy byli „troszkę” podenerwowani. No ale co tam. Ja spokojnie podchodzę do tego co ma być. W planie porodu mam przecież wpisane znieczulenie zewnątrzoponowe. A tu na początek aromaterapia. Fakt – zapach lawendy jest piękny, ale cóż z tego. Potem wpada zajrzeć na chwilę wysoka komisja – że niby zobaczyć salę porodową. Jakby tego było mało kiedy skurcze się nasiliły, i już zaciskałam ręce na szczeblach stojącego obok materaca krzesła, przyszła jedna z członków tej wysokiej komisji z uprzejmą prośbą o pomoc przy wypełnieniu ankiety

W ten oto sposób zaczął się rok inny niż wszystkie. Bo rok z Zosią jako nowym członkiem rodziny. Pierwszy rok z jeszcze wielu lat nim wyfrunie z gniazda – ale to pewnie temat tak odległy, że jak poruszę go za 20 -30 lat to będzie w sam raz

A zatem życzę Wam wszystkim magicznych roczków Waszych dzieci.

Profesjonalne przygotowanie do porodu z Misiem Kuleczką

Autor: Jola - mama Zosi

 
\