Na przewijaku u Misia Kuleczki

Na przewijaku u Misia Kuleczki

Autor: Absolwentka Coachingowej Szkoły Rodzenia , czwartek, 13 listopad 2014 07:56

Pięć miesięcy z hakiem minęło odkąd wyglądem nie przypominam już Misia Kuleczki, pomyślałam więc, że spakuję Synka i wpadnę z wizytą do Misiowej załogi. Podejść było kilka, ale ostatecznie udało się zgrać grafiki i spotkać przed zajęciami kolejnej edycji Szkoły Rodzenia.

Wczoraj (kwiecień) i dziś (październik)

Miejsce niby to samo co wiosną, ale już inne - inne dla mnie. Po wyjściu z samochodu nie wystarczyło przeskoczyć wąskiego paska trawnika; trzeba było iść chodnikiem, okrężną - bo z wózkiem. Na piętro też nie wdrapywałam się schodami, skorzystałam z windy. Tym razem nie było mi już tak potwornie gorąco. Przeciwnie, pozamykałabym nawet część okien żeby mieć pewność, że nie stoimy w przeciągu... (dmuchająca na zimne przewrażliwiona matka pierwszego dziecka :))

Chwila stresu, czy Wiola nas rozpozna, bo przecież w ciąży wyglądałam "nieco" inaczej, ale dała radę :-) Ja nie miałam analogicznego problemu, bo kuleczkowe dziewczyny nie zmieniły się nic a nic. Już po minucie w ich towarzystwie poczułam się przyjemnie odprężona, ponieważ te same głosy uspokajały mnie w szkole rodzenia na każdych zajęciach. Nie miałam pojęcia, że mam taką pamięć do głosów! Jeśli więc kiedyś będę miała jakieś omamy słuchowe, to chcę słyszeć właśnie te głosy! :)

Kawy? Herbaty? Może wodę Ci przyniosę? No to opowiadaj! - Nie dałam się prosić, choć moja wypowiedź była tak chaotyczna, że sama z trudem kończyłam rozpoczęte wątki. O tylu sprawach chciałam powiedzieć, o tyle kwestii zapytać. A w międzyczasie trzeba jeszcze było pogugać do dziecka, podać gryzak, ponosić, nakarmić... W rezultacie miałam poczucie, że rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Ale nie to było najważniejsze. Najbardziej ucieszył mnie fakt, że Synuś czuł się u Misia Kuleczki bardzo swobodnie, jakby już tam kiedyś był :) Dzięki temu i ja mogłam zabawić tam dłuższą chwilę.

Przed-i-po-brzuchowy zawrót głowy

Gdy na zajęcia zaczęły schodzić się uczestniczki aktualnej szkoły rodzenia, zdałam sobie sprawę, że już nie pamiętam, jak to było. Jak to było mieć duży brzuch, głaskać go, mówić do niego i nawiązywać kontakt z dzieckiem, którego wyglądu nie sposób sobie wyobrazić. Jedyne, co pamiętam bardzo wyraźnie to to, że jako kobieta w ciąży czułam się absolutnie wyjątkowo.

Obserwowałam kobiety z brzuszkami i wyczuwałam w powietrzu ten przyjemny dreszczyk oczekiwania, że niebawem wydarzy się dla nich coś wielkiego. Jednocześnie spoglądałam na mojego Maluszka i nie mogłam uwierzyć, że my jesteśmy już po "tej drugiej" stronie...

Jedno spotkanie z Misiem Kuleczką, a tyle wrażeń i uruchomionych wspomnień. Wielka radość, że między szkołą rodzenia a dniem dzisiejszym wszystko potoczyło się pomyślnie, że mam cudownego, zdrowego Synka. Duma? Przeogromna.

Pozdrawiam serdecznie,  Absolwentka Coachingowej Szkoły Rodzenia 6.03.-3.04.2014

PS. Dla niezdecydowanych załączam jeszcze kilka słów podsumowania z mojego uczestnictwa w zajęciach Szkoły Rodzenia. >CZYTAJ<

 

 
\