Twoje dziecko rozpacza na myśl o przedszkolu czy żłobku

Twoje dziecko rozpacza na myśl o przedszkolu czy żłobku

Autor: Tatiana Hardej- socjolog, dziennikarka i mama trójki dzieci , piątek, 12 wrzesień 2014 11:42

Pierwszy dzień w przedszkolu czy żłobku, jakkolwiek trudny by był, da się przeżyć. Ale co zrobić, jeśli dzień drugi, trzeci i kolejny są jeszcze gorsze, a dziecko - zamiast przyzwyczajać się do rozstania – płacze coraz bardziej?

Sytuacja, gdy dziecko dzień po dniu rozpacza na samą myśl o przedszkolu czy żłobku, jest niezwykle stresująca dla całej rodziny. Ci rodzice, którzy od 1 września tego doświadczają, mają już zapewne dosyć. Jedni powoli tracą opanowanie, drudzy nadzieję, jeszcze inni rozważają, czy nie szukać alternatywnej formy opieki. Wszystkim radzimy: Cierpliwości!

Po pierwsze, adaptacja to proces. Nie chwila, nie dzień, nie moment, ale właśnie proces wymagający upływu pewnego czasu. Jak długiego? Zwykle ten okres waha się od 2 tygodni do 3 miesięcy. Wiem, że to wydaje się wiecznością, ale świadomość tego faktu pozwala rozłożyć siły na dłuższy dystans i nie poddawać się po pierwszym niepowodzeniu.

Po drugie, konieczna jest konsekwencja. Nie analizujcie setki razy, czy decyzja o posłaniu dziecka do przedszkola lub żłobka była słuszna, nie szukajcie na siłę „lepszych” rozwiązań. Jeszcze nie teraz. Do zaaklimatyzowania się w nowej sytuacji dziecku bardziej potrzebne mu jest przekonanie, że ta kwestia nie podlega dyskusji, niż poczucie, iż płaczem czy buntem może wynegocjować zostanie w domu.

Po trzecie, adaptacji potrzebują także rodzice. Pierwsze dni w żłobku czy przedszkolu wywracają życie rodziny do góry nogami. Dorośli mają prawo odczuwać zdenerwowanie, niepewność, frustrację, tęsknotę – warto jednak stanąć ze swoimi odczuciami oko w oko. Po co? By nie zarażać dziecka swoim niepokojem, by dodać mu poczucia pewności, by w tak trudnym dla niego czasie znalazło w rodzicach oparcie.

Po czwarte, pozwólmy dziecku płakać. Płacz to sposób na odreagowanie emocji, dajmy mu więc prawo do bycia niezadowolonym i smutnym. Nie przekonujmy na siłę, że przedszkole jest fajne, nie mówmy: „Przecież nie dzieje się nic złego”. Nie zaprzeczajmy jego doświadczeniu - pozwólmy mu jedynie się wyżalić, kiedy tego potrzebuje.

Po piąte, zapewnijmy dziecku spokój przez resztę dnia. Parę godzin spędzonych w hałasie, w towarzystwie na razie obcych kolegów wywołuje ogromne zmęczenie u kilkulatka. Po południu idźmy więc na spacer, a nie do sali zabaw, posiedźmy w domu, zamiast wybierać się w gości, zróbmy razem coś, w czym dziecko czuje się pewnie i swobodnie. Żadnych nowych wyzwań, żadnych dodatkowych bodźców, a przede wszystkim jak najmniej pytań o przedszkole – pozwólmy dziecku po prostu odpocząć.

Po szóste, spróbujmy odkryć, co sprawia dziecku największy kłopot. Może wcale nie rozstanie z rodzicami, tylko strach, że będzie musiało zjeść znienawidzoną surówkę z marchewki? Może nie chodzi o tęsknotę, tylko o problem z korzystaniem z toalety? Dziecko także ma własne sympatie i antypatie – może po prostu nie lubi swojej pani? Czasem wystarczy naprawdę drobna zmiana, by płacz minął jak ręką odjął.

Po siódme, przestrzegajmy kilku zasad. Program minimum obejmuje: stopniowe wydłużanie czasu pobytu dziecka w przedszkolu lub żłobku, punktualne odbieranie o godzinie, na którą się umówimy (np. po obiedzie), krótkie pożegnanie, pozwolenie na zabranie ze sobą przytulanki czy poduszeczki itp. Nie odprowadzajmy dziecka całą rodziną, nie wracajmy sprawdzić, czy nadal płacze, nie rozbudzajmy w nim żalu i tęsknoty. To wiele ułatwi i jemu, i nam, i opiekunkom.

Wreszcie po ósme, ostatnie - nie traćmy wiary. „Wyluzuj, tata, będzie dobrze” – powiedział kolega mojej 7-letniej córki do swojego ojca przejętego rozpoczęciem roku szkolnego. Czasem na to „dobrze” trzeba troszeczkę poczekać. No ale cóż, w żłobku czy przedszkolu musimy być długodystansowcami.

Autor: Tatiana Hardej- socjolog, dziennikarka i mama trójki dzieci

 
\