Poród w czasie pandemii

Poród w czasie pandemii

Autor: Mama Agata , środa, 15 kwiecień 2020 10:34

To historia jednej z naszych Mam, którą chce się z Wami nią podzielić. Niech będzie dla Was wsparciem!

Och, historią bardzo chętnie się podzielę, ale może być przydługa. Bo wszystko mieliśmy pięknie zaplanowane: plan porodu rodzinnego gotowy, opiekowała się nami położna Ania ze szpitala na Raciborskiej, która była naszą „osobistą” położną, aż tu nagle koronawirus: zakaz porodów rodzinnych, zakaz odwiedzin... Byliśmy załamani, ja chyba bardziej niż Mąż. Ale trzeba było się z tym zmierzyć. 

Mąż bardzo mnie wspierał, otuchy dodawała Ania, ale niestety kilka opinii koleżanek mnie przybiło, bo stwierdziły, że bez męża by nie dały rady i jego obecność jest najważniejsza i że sama sobie nie poradzę. 

Dramat coś takiego usłyszeć...

Ale po kilku dniach przepłakanych i przemodlonych stwierdziłam, że kobiety kiedyś też rodziły same. Uspokoiłam się, wyciszyłam i pozytywnie nastawiłam do porodu. Podeszłam do tego życiowego zadania z uśmiechem. 

Marcin (mój Mąż) i najbliżsi powtarzali mi, że na pewno dam radę, że jestem dzielna, że najważniejsza jest opieka położnej, a moja była wspaniała i to mi dodawało otuchy oraz poczucia bezpieczeństwa, że jestem w dobrych rękach. Musiałam zgłosić się do szpitala w 7 dobie po terminie, nie miałam żadnych skurczy, poród nie chciał ruszyć, a czas było już urodzić. Na Raciborskiej byłam otoczona super opieką lekarzy i położnych.

Na dwa dni przed zgłoszeniem się do szpitala okazało się, że Ania niestety się rozchorowała. No ale zapewniła nam opiekę pani Małgosi, też przewspaniałej kobiety i położnej. Bardzo chciałam urodzić siłami natury i tak też zaczęłam rodzić, ale od początku były wątpliwości i poród był w gotowości CC. 

W 7 dobie po terminie miałam poród wywołany kroplówką, niestety nie było postępu, główka nie chciała się wstawić. Lekarze i położna naprawdę robili, co mogli, ale czasem natura odmawia posłuszeństwa... Po kilku godzinach prób syn urodził się przez CC, a ja dzisiaj jestem dumną mamą pierworodnego Syna. Byłam trochę przybita finałem CC, ale okazało się, że wszystko było opatrznościowe, ponieważ główka w obwodzie miała 36 cm i nie dałabym rady urodzić z moimi wymiarami (mogło się to po prostu źle skończyć).

Co chciałabym w całej tej historii podkreślić i zaznaczyć?

Powtarzaj to proszę kobietom że: 

- każda kobieta jest bardzo dzielna i wyjątkowa,

- jesteśmy w stanie urodzić same, w pewnym momencie trzeba się skupić już na tak silnych skurczach, że tylko to się liczy – mnie dodawało otuchy to, że mąż mnie wspiera duchowo, a bardzo ważna była dla mnie fachowa pomoc położnej,

- Mąż jest niezastąpiony po powrocie ze szpitala!!! Przeżywam teraz połóg i to, że znoszę go tak dobrze to tylko i wyłącznie zasługa opieki i troski Marcina. Ważne, żeby mężczyzna był przy kobiecie w czasie połogu!

Warto na ostatniej prostej przed porodem odciąć się od opinii ludzi, którzy nie są fachowcami w dziedzinie położnictwa, a za takich się mają, udzielając rad, głosząc dziwne poglądy, co rodzi niepokój w kobiecie oczekującej na poród.

I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: CC to też poród, to także urodzenie dziecka – niestety kobiety dziwnie się nakręcają i same robią sobie krzywdę. Kiedy natura odmawia posłuszeństwa i nie ma możliwości urodzić SN, medycyna daje możliwość bezpiecznego przyjścia na świat dzidziusiowi dzięki CC. Po porodzie też usłyszałam opinię od kobiety na temat mojego cięcia: „szkoda, no ale trudno”. Kobieta kobiecie mówi takie rzeczy... Dzisiaj walczę z takimi mitami!

Wybacz, że tak się rozpisałam i dziękuję, że mogłam opisać swoje przeżycia.

Mama Agata

Drogie Mamy, odpisujcie, my jesteśmy wdzięczne za to, ze dzielicie się nami swoim ważnym kawałkiem życia!

 
\