Było idealnie a ja byłam spokojna!
fot. Katarzyna Samborek

Było idealnie a ja byłam spokojna!

Autor: Ania, mama wspaniałej Krysi. , środa, 20 listopad 2013 04:08

Do porodu przygotowywałam się przede wszystkim teoretycznie chciałam być jak najlepiej przygotowana, wszystko wiedzieć: jak to będzie, co się będzie działo, co się może wydarzyć. Stąd Szkoła Rodzenia Miś Kuleczka. Potem wprowadziłam praktyczne przygotowanie, uważam, że jeśli nie ma przeciwwskazań, to warto ćwiczyć Przede wszystkim oddechy przeponą i mięsnie Kegla.

Poród był coraz bliżej i coraz częściej w moich myślach. Wiem, że każdy może mieć różne podejście do sprawy, wizualizacja, pozytywne nastawianie się. Ja miałam swój sposób, na jakiś czas przed porodem tłumaczyłam sobie, że będzie bardzo, potwornie bolało; nastawiłam się psychicznie na niewyobrażalny BÓL, który jest DO PRZEŻYCIA. Jestem osobą wierzącą i "ten" dzień całkowicie zawierzyłam Bogu to na pewno bardzo mi pomogło. Robię tak w kluczowych momentach mojego życia i nigdy się nie zawiodłam! Wiedziałam, że na wiele składowych nie mam wpływu; ale niezależnie od wszystkiego wiedziałam, że czas, miejsce i ludzie będą odpowiedni i że wszystko będzie tak, jak ma być. I BYŁO IDEALNIE! Przede wszystkim dzięki temu mojemu zawierzeniu BYŁAM SPOKOJNA.
Gdy przyjechaliśmy do szpitala w Niedzielę (!) rano akurat kończyła się nocna zmiana i przyszedł "nowy personel" Nie miałam wpływu na to, kto będzie, ale wiedziałam jedno:

EKIPA, KTÓRA BĘDZIE ODBIERAĆ MÓJ PORÓD BĘDZIE NAJLEPSZĄ W TYM MOMENCIE DLA MNIE I NASZEGO MALEŃSTWA I ZROBI WSZYSTKO, ŻEBY BYŁO DOBRZE (z resztą usłyszałam to u Misia Kuleczki i bardzo mi to pomogło!). Rzeczywistość podczas porodu okazała się dużo lepsza niż moje wyobrażenia (taki był plan:)) i może właśnie to jest metoda, nastawić się na coś potwornego, a potem miło się zaskoczyć?! Rodziłam naturalnie. 23.06.2013. Jedynym niespodziewanym i niemiłym akcentem porodu były wymioty, właściwie przy każdym skurczu; ale medyczne specyfiki i kroplówka z mikroelementami naprawiła mnie na tyle, że odzyskałam siły. Poza tym podano mi znieczulenie zewnątrz oponowe, nie było przeciwwskazań i ból stał się prawie niezauważalny!!! polecam każdemu! przy rozwarciu 9 i skurczach wychodzących ponad skalę w KTG ja SPACEROWAŁAM PO KORYTARZU Z RADOŚCIĄ I UŚMIECHEM. Ok. 14.30 zgodnie z planem znieczulenie przestawało działać. Zaproszono mnie na salę „może pani rodzić”. Pamiętam, że było sporo osób wokół mnie: lekarz ginekolog, pielęgniarki, anestezjolog - oczywiście mój kochany mąż, ale najważniejsza w tym momencie: POŁOŻNA. Była NIEZASTĄPIONA! Pani Ewa. Powiedziała, że mam się skupić, położyć na lewym boku, przycisnąć głowę do klatki piersiowej, ZAMKNĄĆ OCZY (to mi bardzo pomogło!) i słuchać tylko jej. Tak też zrobiłam. To zamknięcie oczu i wtulenie się w siebie było niesamowite! Skupiłam się na tym, żeby pomóc dziecku wyjść, myślałam tylko o tym. Parłam, kiedy położna mówiła, żeby przeć, brałam oddech kiedy mówiła, by oddychać. Nasza cudowna córunia przyszła na świat po 20. min. takiego parcia, o 14.50. TO BYŁO CUDOWNE! Zdrowa, 3,200 kg, 55 cm 10/10 (!). Potem pamiętam tylko, że miałam ją na sobie. Wiem, że "coś tam dalej mi robili", pobrali krew pępowinową, urodziłam łożysko, założyli mi kilka szwów, ale to wszystko było mało istotne, w tle ja miałam swoje dziecko w ramionach i to było najważniejsze! Wzruszam się jak o tym piszę.. ;). Po wszystkim przewieziono nas w ciche i spokojne miejsce - to był czas dla nas. Pamiętam, że radio było nastawione na program Trzeci PR i właśnie zaczynała się Sjesta, spokojne dźwięki otulały nas, nastrój był znakomity.

Wspominam dziś. Mąż był bardzo pomocny. Szczególnie przy tych moich wymiotach. Wspierał mnie - na przemian z położną. Przeciął pępowinę, chociaż zapewniał, że wyjdzie jak "to się zacznie" - nie zdążył ;) Był ze mną - z nami - od początku do końca. Dzielnie się trzymał, chociaż po wszystkim wyszedł na chwilę - ochłonąć. Ważne było to, że byliśmy wszyscy RAZEM w tym wyjątkowym dla nas momencie. Czuję, że po tak pozytywnych doświadczeniach mogłabym mieć co najmniej piątkę dzieci! Zwłaszcza, że nasza Córeczka jest na prawdę wspaniała - zdrowa, grzeczna, mądra! 
Na pewno chcemy, żeby miała jakieś rodzeństwo - i to szybko /po co czekać skoro jest tak cudownie. I jeśli rodzić to tylko tam – w Katowicach, na Raciborskiej - polecam ten szpital do rodzenia!

Kobietom, które się boją powiedziałabym

SPOKÓJ i ZAWIERZENIE. Na spokojnie! Wszystko będzie dobrze - tak jak ma być.
Jesteś gotowa!  Miałam te hasła na lodówce i naprawdę powtarzałam je sobie
.

Na pewno NIE powiedziałabym: "Nie ty pierwsza, nie ostatnia". Pamiętam, że drażniły mnie wręcz hasła w stylu: „Tyle kobiet dało radę, Ty też dasz radę” – sorry, ale co mnie obchodzą inne kobiety w tym momencie (!) poza tym zawsze budziła się wtedy we mnie wątpliwość: a co jeśli nie dam rady tak jak inne, jeśli okażę się gorsza?! Zawierzyć - wierzącym łatwo się mówi, ale to na prawdę pomaga. Pamiętam też, że skupiałam się na tym / modliłam się o to, by wszyscy w tym dniu byli w dobrym nastroju, w dobrym zdrowiu, by nikogo nie bolała głowa.. by to był po prostu piękny dzień, dla wszystkich. I tak BYŁO - PIĘKNIE!


Ania, mama wspaniałej Krysi.

 

 
\