To nie boli

To nie boli

Autor: Asia , środa, 01 maj 2013 14:00

Chcę, być może dla niektórych, dość kontrowersyjnie zatytułować swoją opowieść o porodzie. Bo przecież przyjęło się wszem i wobec mówić o towarzyszącym bólu fizycznym oraz zaakceptowaniu go i radzenia sobie z nim. Nim zacznę swą historię, pragnę wyrazić swoje zdanie na temat porodów w domu. Szanuję zdanie każdej kobiety oraz uważam, iż jest to indywidualna decyzja- moje zdanie jest następujące: poród domowy to cofanie się wstecz, do przysłowiowego średniowiecza, gdzie kobiety nie miały innego wyjścia, a porodom niejednokrotnie towarzyszył w następstwie zgon matki. Niestety w Polsce przyjęło się na stronach internetowych i forach wypisywać same negatywy- bez względu na temat. Ludzie zadowoleni i usatysfakcjonowani chyba nie odczuwają potrzeby dzielenia się tą radością z innymi. A ja mogłabym o swym porodzie opowiadać nieustannie. Mój poród był wywoływany. Niestety Córeczka bardzo się zadomowiła i trzeba było ją troszkę pogonić. Zero skurczów przepowiadających, zero jakichkolwiek oznak zbliżającego się Finału. W 41 tygodniu poszłam z walizkami do szpitala. Lekarze położyli mnie na patologii ciąży, badali i czekali kolejne dni licząc na to że TO samo się zacznie. Niestety nie zaczęło. Przyznam- byłam przerażona. Bałam się bardzo. Koleżanka miała również wywoływany poród- nastraszyła mnie swoją opowieścią bardzo ciężkiego porodu, o bardzo bolesnych elementach jego wywoływania… Koniecznie muszę wspomnieć o fakcie jakim było uczęszczanie na szkołę rodzenia, dzięki której uważam dzisiaj, poród był najpiękniejszym wydarzeniem w moim życiu. Pani Ania- Prowadząca zajęcia, która jest położną odbierającą porody od 30 lat zrobiła mi pranie mózgu odnośnie nastawienia. Uważam siebie za osobę o bardzo małym progu wytrzymałości na ból, dlatego właśnie moje przerażenie narastało wraz ze zbliżającym się terminem.. to jak duży wpływ na moją psychikę miały słowa Pani Ani uświadomiłam sobie dopiero po porodzie. Coś na co wydaje nam się, iż nie mamy wpływu, w rzeczywistości wpływ ma nasza podświadomość, która może najzwyczajniej w świecie się zablokować.. i sprawić ogromne problemy w dążeniu do celu. W chwili kiedy o godz. 10.00, 10 maja 2012r. usłyszałam słowa Lekarza podczas badania brzmiące: „zakładamy Pani cewnik do szyjki macicy, w celu jej powiększenia. O godz. 18 zaplanowane podanie oksytocyny” adrenalina podskoczyła mi na momencie! Pomyślałam „ churaaaa! W końcu!!!” Założenie cewnika ma na celu wywołanie 3 cm rozwarcia. Wyobraźmy sobie sflaczały malutki balonik. Wprowadza się go do szyjki macicy, a następnie wypełnia niewiadomą mi substancją. Nie czuć absolutnie żadnego bólu. Zakładanie cewnika odbywa się podczas badania ginekologicznego. Chodzi się z nim bez żadnego dyskomfortu. W chwili osiągnięcia 3cm rozwarcia- cewnik wypada samoistnie… jest to jedyna zaskakująca kobietę sytuacja. Mnie cewnik wypadł ok godz. 16.00. O godz. 18.00 przyszła po mnie Pani Położna i zaprosiła na porodówkę :). Mój Mąż ze spokojem przyjechał z pracy i razem obserwowaliśmy kapiące kropelki oksytocyny. Muszę przyznać, iż mój organizm zareagował na nią rewelacyjnie. Skurcze macicy zaczęły się w zasadzie chwilę po podłączeniu kroplówki. I w tym momencie muszę nawiązać do pomysłu dotyczącego tematu mojej opowieści o porodzie. Wielka szkoda, iż w głowach kobiet czekających na pierwszy poród pojawia się wizja niesamowitego bólu – ja przyznam że bałam się tego że będę czuć się jak zarzynane prosie… - za dużo słuchamy opowieści koleżanek, znajomych które nic nie wnoszą a jedynie straszą. Skurcze macicy to oczywiście odczuwalny ból, ale dokładnie taki sam jak podczas miesiączki.. z tym że o wiele mocniejszy. Ale do przeżycia jak najbardziej!! Nie dostałam żadnego znieczulenia podczas porodu. Także pomimo wywoływania, uważam że poród był jak najbardziej naturalny. Skurcze zaczęły robić się coraz częstsze, a kiedy pojawiły się co 2 minuty- ja byłam przeszczęśliwa! Mogę z ręką na sercu powiedzieć że byłam świadoma wszystkiego co się wokół mnie działo, skupiona przede wszystkim na mojej Córeczce, na tym żeby pomóc Jej jak najlepiej i najszybciej przyjść na Świat. W mojej głowie tliła się tylko jedna myśl: każdy kolejny skurcz przyśpiesza Jej pojawienie się, każdy kolejny skurcz powoduje że główka przesuwa się w kanale rodnym i Ona jest coraz bliżej i bliżej…. Byłam skupiona na Niej, absolutnie nie na sobie.. obserwowałam swój organizm, myślałam że te faktyczne bóle dopiero się pojawią, stale byłam przygotowana na to, że najgorsze dopiero przede mną.. jakież cudowne zaskoczenie mnie spotkało, kiedy okazało się że najgorsze nie przyszło nigdy  Nie chciałam aby Mąż był obecny przy porodzie. Stało się inaczej. Był ze mną cały czas, wspierał, nalewał wody do ust, trzymał za rękę- razem czekaliśmy na Naszą Córeczkę.. W zasadzie przez cały czas byłam podłączona do KTG, co oczywiście nie przeszkadzało mi w tym aby nie leżeć. Przyjmowałam pozy dogodne dla siebie, starałam się jak najwięcej stać aby przy pomocy siły grawitacji moja Córeczka jak najszybciej pokonywała kanał rodny. Czas leciał niesamowicie szybko, o godz. 21 przyszła Pani Doktor na badanie. To właśnie wtedy użyła słów których nigdy nie zapomnę, a mianowicie: Szyjka macicy całkowicie się skróciła- daje Pani 40 minut i Malutka będzie na świecie! Pomyślałam „ jak to?? Tak szybko to idzie??przecież dopiero skurcze się zaczęły.. które w dodatku bolą, ale nie tak mocno jak się tego spodziewałam” Pani Doktor miała rację. Nie zdążyłam już zejść z łóżka po tym badaniu, aby kolejny raz się przespacerować :) poczułam nagle ogromną potrzebę pójścia do toalety aby się wypróżnić- oznaczało to jedno, zaczęły się skurcze parte. Skurcze macicy w następstwie się skończyły, a ja obserwowałam swoje ciało i ogrom potencjału natury… Wspaniały Położnik oraz Pani Doktor byli ze mną już do końca. Nagle słowa Pani Ani ze szkoły rodzenia, oddechy, i moja pewność siebie zjednoczyły się w jedną ogromną siłę, dzięki której o godz. 22.00 moja Córeczka przyszła na świat, położono mi ją od razu na piersi. Za każdym razem kiedy o tym myślę, wzruszam się ogromnie! Piękny był to poród, na pewno nigdy bym takiego nie zaplanowała. Ze swojej strony przyszłym Mamusiom mogę powiedzieć jedno, matka natura sprawia na pewno czasem komplikacje, na pewno są kobiety które cierpiały fizycznie bardziej niż ja, a mój poród można uznać za łatwy i szybki. Ale skąd wiesz że taki Twój nie będzie? Sedno sprawy tkwi w tym, aby mieć ogromne poczucie własnej wartości, pewność siebie i zaufanie do personelu! Oni naprawdę chcą nam pomóc, a my powinnyśmy im zaufać. Kiedy to się stanie, będziemy czuć się przede wszystkim bezpiecznie. Natomiast kiedy będziemy jechać na porodówkę z nastawieniem że „ niech tylko robią nie po mojemu, to ja albo mój mąż im pokaże!” będziemy niepotrzebnie się stresować, skupiać na sobie, na położnej, na lekarzu, zamiast na tym co najważniejsze! Na naszej Małej Istotce, która właśnie się rodzi! Kto ma jej pomóc jak nie my? RODZICE. Zamiast walczyć z wszystkimi dookoła, ZAUFAJMY, personelowi szpitala, mężowi, a przede wszystkim zaufajmy sobie i swoim nieograniczonym możliwościom. Każdej kobiecie życzę z całego serca, aby przeżyła taki poród jaki ja miałam szczęście odczuwać, i aby dziecko było najważniejsze od chwili poczęcia, czyli przez cały okres ciąży, a tym bardziej przez cały okres porodu.

 
\